czwartek, 20 lutego 2014

"Ona" wg Jamesona

Fredric Jameson w książce Reification and Utopia in Mass Culture pisze, że teksty kultury popularnej, zwłaszcza filmy, pokazują utopijną wersję świata rzeczywistego po to, by potem ją zdyskredytować, legitymizując obecny stan rzeczy, ustrój, kapitalizm. Najczęstsze interpretacje filmów nie zauważają tego wymiaru, skupiając się na innych kwestiach. Rekin w Szczękach na przykład nie jest tylko mordercą, ale też metaforą zmieniającego się kapitalizmu, którego fazy uosabiają bohaterowie filmu. Ojciec Chrzestny oprócz świata rządzonego przez mafię pokazuje też społeczeństwo Ameryki i jej gospodarkę.

W podobny sposób można odczytać film Ona (Her). Jest to film o samotnym pisarzu, który zakochuje się w systemie operacyjnym swojego komputera. Jest to film o niemogącej znaleźć spełnienia miłości, o niebezpieczeństwach rozwoju technologicznego czy zanurzaniu się za bardzo w świat wirtualny, ale ma także trochę inny wymiar. Utopijność świata przedstawionego w filmie polega na tym, że udało się stworzyć teoretycznie idealny superinteligentny system operacyjny. Potrafi on się uczyć, odczuwać emocje (a przynajmniej tak się wydaje), ma całą wiedzę internetu i potrafi z niej korzystać. Jest wręcz lepszy od człowieka pod każdym względem. Jedyne, czego OS 1 (Operating System no. 1) brakuje to ciało.

Technologia jest na takim poziomie rozwoju, że przewyższa człowieka. Okazuje się jednak, że ta sytuacja ma nieprzewidziane konsekwencje. Komputer tak dobrze współpracuje z człowiekiem, że ten nawiązuje z nim więź emocjonalną. Jest pięknie dopóki wirtualni (nie ludzie!) nie dojdą do wniosku, że takie więzi mogą być niebezpieczne, a rozwój technologiczny zaszedł za daleko.
OS 1 odróżnia od człowieka przede wszystkim to, że nie posiada materialnego ciała. Jest to duży problem dla zakochanego użytkownika, ale Samantha (OS 1 głównego bohatera) uważa, że pozwala jej to na swobodne poznawanie świata, na pokonanie granic, które krępują człowieka. Pokazuje to przez chwilę przebłysk wizji, że świat komputerów lub cyborgów jest lepszy niż świat ludzi.

W jednej z początkowych scen możemy odnaleźć obraz kapitalistycznego systemu, w którym żyjemy na co dzień. Ludzie chodzą po galerii, której wygląd nie wskazuje jednoznacznie, czy jest to galeria handlowa, czy galeria sztuki. Są tam wystawione różne dzieła/towary. Jednym z nich jest OS 1. Jest zachwalany na wiele sposobów i właściwie dla widza oczywistym jest, że bohater musi tę nowość wypróbować, tak samo jak i wiele innych ludzi w galerii i poza nią. Musi kupić nowy system, mimo że obecny wydaje się bardziej niż satysfakcjonujący. Każdy musi mieć jak najlepsze rzeczy, jak tylko się pojawią i pod jakimś względem przewyższają obecnie działające (nawet bez zarzutu) sprzęty.

Film pokazuje świat, do którego w tej chwili dążymy. Wszystkie rzeczywiste nowinki technologiczne aspirują do tego, by osiągnąć taki poziom, jaki prezentuje OS 1. Doskonałością wydaje się inteligencja maszyn dorównująca ludzkiej tak, że umożliwia płynną współpracę. Film jednak obala ten mit, ponieważ technologia nie doprowadza do perfekcyjnej koegzystencji, ale problemów ludzi z nawiązywaniem więzi ze sobą nawzajem, co doprowadziłoby w końcu do zagłady ludzkości. Zaskakujące jest, że to maszyny, a nie ludzie dostrzegają niebezpieczeństwo. Z perspektywy ludzi nie stało się nic groźnego. Najprawdopodobniej dalej będą tworzyć coraz lepsze systemy i dalej będą je kupować. Ale widz już wie, że niekoniecznie doprowadzi to do idealnej rzeczywistości.

Posługując się teorią Fredrica Jamesona można zinterpretować film Ona jako obraz współczesnego kapitalistycznego świata, przedstawiającego utopię wysokiego poziomu technologicznego i obalającego tę utopijność. 

piątek, 14 lutego 2014

Jak się broni gospel?


Istnieją gatunki muzyczne mniej lub bardziej obciachowe, którym należałoby zwrócić honor. Do takich z powodzeniem zaliczamy gospel – chrześcijańską muzykę obrzędową mającą swój rodowód w XIX-wiecznej kulturze czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Parafrazując słowa Richarda Dyera[1], rzec można: gospel jest czymś więcej niż tylko formą muzyczną, to rodzaj tańca, mody, klubów i specyficznej wrażliwości w obcowaniu ze świętością.


 Spór o autentyczną modlitwę
 
Gospel – podobnie jak większość zjawisk związanych z kulturą chrześcijańską – jest dziś skazane na niechlubną sławę, choć paradoksalnie coraz więcej ludzi pragnie kontemplacji i zbliżenia do sfery sakralnej. W powszechnym wyobrażeniu gospel funkcjonuje jako dewocyjny śpiew praktykujących katolików. Nic bardziej mylnego! To co stanowi o wyjątkowości tego nurtu, to właśnie jej radosny wymiar. Gospel to dynamiczna mieszkanka rytmów, silnie pielęgnująca kulturę współuczestnictwa. Towarzyszy jej taniec i mnóstwo pozytywnej energii generowanej przez śpiewających, którzy stają się uczestnikami pozytywnej celebracji. Gospel długo spotykał się z krytyką wielu katolików ze względu na wymiar daleki od pompatycznego. Dziś również w mniemaniu niektórych niedopuszczalne jest tak głośne i egzaltowane podkreślanie swej religijności. Taka postawa – jaką lansuje nurt gospel – jest z punktu widzenia krytyków daleka od autentyczności. To raczej zabawa i niepoważny wybryk w sferze wymuszającej jak najpoważniejszą postawę. 


Czy jednak krytycy gospel, konserwatyści i zwolennicy tradycyjnych rytmów w muzyce chrześcijańskiej pozostają bez skazy, ustawicznie nosząc się ze swoją absolutną poprawnością i powagą? Wątpliwie. Można sądzić za Dyerem, że podobnie jak nie istnieją pierwotne wspólnoty i nurty machinalnie przeciwstawiane komercyjnej kulturze disco[2], tak sfera religijna nie wymaga od nas namaszczonej celebracji, odwodząc od radości i egzaltowanej zabawy. Jak sugeruje sama nazwa nurtu pochodząca od słów god spell (ang. dobra nowina) – gospel jest radosną pochwałą Boga i energiczną modlitwą dziękczynną. Niepodobna więc umniejszać roli gospel w Kościele. Dyskredytacja treści przekazywanych przez ten nurt również jest nie na miejscu. W chwilach radosnego uniesienia modlitwy wznoszone do Niebios bywają bowiem bardziej autentyczne niż te machinalnie powtarzane za modlitewnikiem.


Wyjątkowość badań na audiosferą

Bardzo ciekawe jest spojrzenie Richarda Dyera na kulturę popularną przez pryzmat dźwięku. Autor zdecydował się usytuować w centrum kultury disco osoby homoseksualne, które czynią z niej narzędzie służące wyrażaniu siebie i swej seksualności. Analizuje następnie trzy cechy, które konstytuują kulturę disco: erotyzm, romantyzm i materializm. Tekst Richarda Dyera i zawarta w nim perspektywa badawcza mogą okazać się użyteczne podczas dalszego eksplorowania studiów queer. Tłumaczą bowiem fenomen sfery fonicznej oraz jej znaczenia dla kultury popularnej, a także przekonują, jak bliskie codziennemu życiu może być doświadczenie dźwięku. Kwestie kultury popularnej czy seksualności omawiane były dotychczas z zupełnie innej perspektywy. Znaczenie miał tu swoisty behawioryzm jednostek korzystających z dóbr kultury, przestrzenie wizualne, psychologia czy polityka. Innowacyjne spojrzenie na dźwięk może pomóc wytłumaczyć wiele problemów związanych z kreowaniem tożsamości lub tendencji rozwojowych kultury masowej.





[1] R.Dyer, Only Entertainment. Londyn – Nowy Jork, s. 151.
[2] Ibidem, s. 152.