W dzisiejszych czasach reklama
towarzyszy nam na co dzień; nie tylko ma na celu przekazanie informacji oraz
nakłonienie odbiorcy do określonych działań, ale kształtuje wartości, wzorce i
postawy, którym później hołduje społeczeństwo. Dodatkowo, coraz częściej
utrwala stereotypy zakorzenione w kulturze i jest źródłem guilty pleasure.
Gdzieś w worku z reklamami sytuują się
przekazy zgoła odmienne od tendencyjnych. Mam tu na myśli video uprzedmiotawiające
płeć żeńską, których odbiorcami z założenia są głównie mężczyźni. Takie reklamy
sięgają w dużej mierze po kontrowersyjne środki przekazu, by odwołać się nade
wszystko do zmysłu wzroku nadrzędnego w przypadku mężczyzn. Pojawia się więc
silna erotyzacja fabuły reklamowej, a występujące kobiety są wyłącznie towarami
– wszystko to przywodzi na myśl konwencje stosowane w miękkiej pornografii.
Ciekawą reklamą tego rodzaju pozostaje
niespełna minutowy spot koncernu Honda promujący jeden z motocykli:
Na planie pojawia się skąpo ubrana,
śliczna kobieta o nienagannej figurze zmysłowo poruszająca się w rytm piosenki
Prodigy „Smack my bitch up”. W pewnym momencie bohaterka przepoczwarza się w
motocykl, który zostaje ujarzmiony przez mężczyznę. Nie sposób nie dostrzec
tutaj analogii: kochanka – motocykl. Zarówno kobieta jest tą stroną, nad którą
mężczyzna pragnie mieć kontrolę (czy to w życiu codziennym, czy podczas
stosunku płciowego), jak i motocykl pozostaje sprzętem, który stworzony został,
by poddać się swojemu kierowcy. To mężczyźnie przypisana jest rola
inteligentnego kreatora, który ma swych rękach narzędzia pomagające uzyskać
spełnienie w życiu; kobieta utożsamiona zostaje wyłącznie z wyglądem, cielesnością,
ze sferą profanum naszego istnienia. Parafrazując
słowa Elizy Orzeszkowej, kobieta sama w sobie jest zerem, dopiero u boku
mężczyzny staje się liczbą znaczącą.
Obcowanie z tego rodzaju spotami sprawia
widzowi dziwną i nieokreśloną przyjemność. Spot reklamowy, by zainteresować
odbiorcę, musi być z jednej strony wymowny i kontrowersyjny (ocierając się chociażby
o silny erotyzm), z drugiej strony natomiast winien pozostawiać widzowi pewne
pole niedookreślenia, by ten mógł na podstawie filmu zrealizować własne
fantazje. Z subtelnym rumieńcem wstydu oglądamy niestosowne reklamy dla tzw. guilty pleasure. Ten rodzaj przyjemności
– skrywanej i wstydliwej – powoduje, że z chęcią sięgamy po kontrowersyjne
dobra kultury, borykając się jednocześnie z poczuciem winy z powodu odczuwanej
satysfakcji. U podstaw guilty pleasure
leży umiejętność odróżnienia należytego i właściwego przekazu od niegodnego
oraz świadomość widza, że przekaz, z którym obcuje, jest niestosowny i zły.
Źródłem przyjemności wstydliwej w
reklamie motocykla Hondy będzie ciało ponętnej kobiety czyniące z niej
wyłącznie przedmiot w męskich rękach, oraz przekraczające granicę absurdu
skojarzenie kobiety z subtelnością i szybkością motocykla. Pomysłowość twórców
tej reklamy, którzy zestawili ze sobą ciało kobiece z maszyną, oraz
kontrowersyjne środki przekazu powodują, że widz uśmiecha się przekornie, nie
mogąc dać wiary konwencji reklamy i sposobowi, w jaki została ona zrealizowana.
Z jednej strony wie, że reklama może krzywdzić kobiety i waloryzować
mężczyzn, wie również, że nadmierna nagość nie jest stosowna w tego rodzaju
przekazie, a mimo to kontynuuje oglądanie. Skąd więc poczucie winy? Człowiek
jest zwierzęciem stadnym, od którego wymaga się odpowiednio ukształtowanego
systemu wartości. By społeczeństwo nie odrzuciło niepokornej jednostki, musi
ona umieć odróżniać dobro od zła, przekazy poprawne i wartościowe od gorszących.
I choć głośno mówiło się swego czasu o reklamie Hondy, którą okrzyknięto
zresztą mianem niesmacznej, to nikt nie przyzna się do tego, że skupiała ona
jego uwagę, gdy tylko pojawiała się w telewizji. A jeśli ktoś napomknie coś w
tym temacie, to natychmiast szuka dla siebie usprawiedliwienia, bo przecież
oglądał „tylko z ciekawości”.