środa, 27 listopada 2013

Czy hipsteryzm może być krytyczną formą konsumpcji?

Bycie innym stało się bardzo modne we współczesnym świecie. Ludzie uciekają się do różnego rodzaju metod, aby tylko odróżnić się w społeczeństwie. Takie działania doprowadziły do powstania hipstera – osoby, której tak naprawdę nie da się jednoznacznie opisać. Kiedyś za hipstera uważano kogoś wyjątkowego, dzisiaj jest on jednym z wielu. Jego ucieczka przed konsumpcjonizmem zaprowadziła go w sam jego środek.

Wśród większości moich znajomych panuje przekonanie, że „ktoś taki jak hipster już nie istnieje”. Nie będę negować tego poglądu, ponieważ sama myślę bardzo podobnie. Jeszcze wiele lat temu hipsterem, był ktoś, kto zawsze starał się być krok przed panującą modą. Nie ogarniała go „mania zakupów”, wolał on po prostu poszukać w swojej szafie jakiegoś „starocia”, trochę go przerobić i „ruszać w miasto”. Nikt nie chciał stać się modny, tylko inny. Odmienność była czymś, co przykuwało uwagę społeczeństwa. Dla hipsterów nie było ważne, że ktoś pogardliwie popatrzył na nich na ulicy czy zaczepi w tramwaju – im się to po prostu podobało, cieszyło ich to, że są outsiderami.

Dzisiaj pojęcie hipstera zmieniło nieco swój charakter. To już nie jest ktoś inny, wyróżniający się i odmienny – to jest po prostu ktoś, kto swoim stylem i zachowaniem chce zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Moje wyobrażenie hipstera może być trochę śmieszne, ale widzę go, jako osobę w Vansach lub Conversach, z laptopem firmy Apple siedzącego w Starbucksie i popijającego kawę – jednak to już nie świadczy o jego inności, ale o tym, że stał się taki jak wszyscy. Jego ucieczka przed modą i panującymi zwyczajami zaprowadziła go w sam środek tego całego bałaganu. Teraz tzw. hipster pójdzie do najdroższych sklepów szukać swojej inności, bo już dawno skończył z przerabianiem starych ubrań; nie będzie siedzieć w nieznanych nikomu knajpach tylko pójdzie do takich gdzie pokaże, jaki to jest „cool”; nie będzie marnował czasu na czytanie książek, tylko cały dzień poświęci na publikowanie postów na facebooku deklarując swoją inność i tym samym pokazując, jakie to ma „piękne życie”. Konsumpcjonizm całkowicie pochłonął tę „subkulturę”, bo bycie „kimś” w społeczeństwie stało się tak ważne, że nikt już zwraca uwagi na to by być tzw. outsiderem, ale by stać się „chodzącą ikoną stylu”. Moją wypowiedź najlepiej zobrazuje jeden z filmików Abstrachuje TV, który w idealny sposób przedstawi „dzisiejszego hipstera” - bo przecież bycie innym jest w modzie.



Nie wiem, co stało się z tym „prawdziwym” hipsterem. Może zgubiła go pogoń za innością? Może ważniejsze stało się dla niego osiągnięcie sławy? A może po prostu hipster nigdy nie istniał?

piątek, 22 listopada 2013

Fenomen Justina Biebera

Jego nazwisko pojawia się na pierwszym miejscu propozycji wyszukiwarki Google po wpisaniu zaledwie początkowych trzech liter w polu wyszukiwania. Nic w tym dziwnego. Internet pęka w szwach od newsów, mniej lub bardziej rzetelnych informacji o nim. Dawno światowy show-business nie wylansował postaci wzbudzającej tak skrajne emocje na całym globie. Oto on: bożyszcze nastolatek, fenomen sceny muzycznej – Justin Bieber!


Młodzi ludzie z całego świata oszaleli na punkcie Biebera. Jego sukces zapoczątkował Internet, gdzie na jednym z portali publikował swoje amatorskie występy, i gdzie został odkryty. Zawrotną karierę zrobił, mając zaledwie 16 lat. Tym samym stał się autorytetem dla wielu młodych ludzi, widzących w nim zwyczajnego chłopaka z sąsiedztwa, któremu udało się zawojować świat. W okresie dorastania, gdy człowiek boryka się z upadkiem autorytetów społecznych, poszukiwania nowych odniesień dla tożsamości stają się działaniem dominującym nad wszelkimi innymi. Dla przeciętnego nastolatka Bieber jest fantastycznym mentorem, dającym wiarę w osiągnięcie sukcesu i spełnienie marzeń. Myślą: „Jest jednym z nas. To zwyczajny chłopak, ze zwykłego domu, któremu się udało! Mnie również może się udać!”. Kochają się w nim nastolatki, z jego stylu czerpią młodzieńcy, a z głośników milionów sączy się muzyka Biebera. Przyjrzyjmy się jednak temu, co decyduje o tym, że społeczność skupioną wokół muzyka możemy uznać za subkulturę.


Początkowo miał on grono swoich wiernych fanów, stronę w sieci, a jego plakaty drukowane były w popularnych magazynach młodzieżowych. Jednak typowa fascynacja nastolatków Bieberem jako idolem nie trwała długo. Zaraz po wydaniu przez muzyka pierwszej płyty rozpoczęła się globalna histeria. Media prędko nadały mu przydomek „złodzieja serc nastolatek”, a on sam stał się postacią wpływową. Wszak nie każdy gwiazdor może pochwalić się swoją figurą woskową w Muzeum Madame Tussaud. Dziś miłośnicy Justina Biebera tworzą hermetyczną społeczność, w której obowiązuje zasada homologii obserwowana zresztą w każdej subkulturze. Członków tego globalnego fanklubu Biebera (Beliebersów – jak sami siebie nazywają) łączy charakterystyczny wizerunek, symbolika dla nich tylko zrozumiała i wartości, jakim hołdują. Fani Biebera inspirują się idolem i sami próbują być swaggy, jak oficjalnie nazwano styl muzyka (ang. swagger – przechwalać się). Trampki, bluza z kapturem, grzywka na bok i obowiązkowo ciemne okulary – to wystarczy, by zbliżyć się do idola. Do tego konieczna jest znajomość tekstów piosenek Justina, kolekcja jego plakatów i dostęp do codziennej porcji plotek i newsów. Jeśli dodatkowo regularnie inwestujemy w gadżety mniej lub bardziej związane z gwiazdorem, możemy nadać sobie tytuł „Prawdziwie wiernego fana”. Wszystko to staje się przepustką do wspólnoty, która jest platformą wyrażania oporu, nadawania alternatywnych znaczeń, przekształcania i dystrybucji przedmiotów zgodnie z własnymi upodobaniami.


Właśnie, gadżety… – to kolejna kwestia, której warto się przyjrzeć, gdy mówimy o fenomenie Biebera. Otóż, rynek pęka w szwach od produktów lansujących wizerunek gwiazdora. Wystarczy przejść się jakimkolwiek pasażem handlowym, a w sklepach odzieżowych odnajdziemy ubrania czerpiące ze stylu muzyka. Na samym portalu Allegro po wpisaniu w  polu wyszukiwania frazy „Bieber” wyświetlonych zostaje ponad tysiąc wyników, z czego połowa to gadżety z wizerunkiem gwiazdora. Nie są to wyłącznie koszulki, czapki czy bielizna, ale kubki, poduszki, zegary, kalendarze i cała masa najprzeróżniejszych artykułów. Niektóre z nich mogą wydawać się naprawdę egzotyczne; ot, chociażby szczoteczka do zębów z nadrukowanym zdjęciem Biebera czy dmuchana lalka będąca sobowtórem muzyka i szeroko reklamowana przez przemysł erotyczny. Rynek bieberowych gadżetów potrafi być jednak skrajny. Piasek, po którym chodził Justin Bieber, butelka z której pił, pozwalająca fankom rzekomo poczuć zapach jego ust. Przedmioty, które wystawiane są na sprzedaż, mogą niektórych szokować. Nie zmienia to jednak faktu, że zainteresowanie nimi jest naprawdę ogromne. Wszak pozwalają one prawdziwym fanom zbliżyć się do swojego bożyszcza! Takie zjawisko, nazywane zawłaszczeniem w formie towaru, towarzyszy rozwojowi oraz ekspansji każdej subkultury (choć przyznać trzeba, że w przypadku Justina Biebera osiągnęło postać skrajną) i ma na celu oswojenie społeczeństwa z odmiennością danej grupy społecznej. W tym celu przejmuje się jej elementy i wprowadza do powszechnego obiegu. Mamy tym samym domy mody inspirujące się różnymi subkulturami czy gadżety wykorzystujące ich stylistykę i symbolikę. Gadżety są produktami kultury popularnej, które miłośnicy Biebera dostosowują do swoich celów. Dzieje się to poprzez wtórną i amatorską produkcję, która jest przejawem ideologicznej walki, elementem oporu społeczności skupionej wokół muzyka. Przedmioty użytku codziennego znane każdemu: kubki, koszulki, długopisy w rękach fana stają się orężem w walce z producentami, którzy narzucają konsumentom własny sposób eksploatowania. Fani przekształcają popularne produkty, nadając im nie tylko nowy wygląd, ale i znaczenie. Odtąd kubek przestaje być kubkiem stosowanym wyłącznie do picia porannej kawy, ale jest gadżetem zbliżającym do idola, stanowiąc jednocześnie przepustkę do hermetycznego świata fanów. 
 




Czy faktycznie opiewana przez wielu młodych ludzi zawrotna kariera Justina Biebera znajduje potwierdzenie w jego talencie i umiejętnościach wokalnych? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam muzykom i fanom. Mimo wszystko pozwalam sobie sądzić, że fascynacji Bieberem możemy z powodzeniem nadać miano subkultury. Fanowskie praktyki oscylujące wokół postaci Biebera, czerpanie z jego stylu, tworzenie hermetycznej i homologicznej wspólnoty, opór wyrażający się dostosowywaniu przedmiotów kultury popularnej na własny użytek przekonują nas o skupionej wokół muzyka nie tyle społeczności fanowskiej, ale subkultury.

niedziela, 10 listopada 2013

Jak czytamy "Dumę i uprzedzenie" wg Fiske'a

John Fiske w rozdziale 3. "Przyjemności twórcze" książki Zrozumieć kulturę popularną pisze o tym, w jaki sposób odbiór tekstów popkultury daje przyjemność. Wg Fiske’a przyjemności popularne są inicjatywą oddolną, pozostającą w stosunku w jakiś sposób opozycyjnym do władzy, ponieważ są wynikiem sojuszy społecznych, zawieranych przez ludzi tej władzy podporządkowanych. W ten sposób przyjemności popularne przeciwstawione są  hegemonistycznym, powstającym z konformizmu. Fiske pisze: „Przyjemność popularna istnieje (…) tylko we własnych praktykach, w swoim kontekście i momencie produkcji”, co przywodzi na myśl koncepcję Michaiła Bachtina o karnawale. Takie stwierdzenie odnosi się do przyjemności, którą Roland Barthes określił jako jouissance. Jednak Fiske pisze o innym rodzaju przyjemności, plaisir, która jest przyjemnością codzienną, właściwą mikropolityce, jaką jest polityka kultury popularnej. Mikropolityka jest postępowa, ale nie radykalna – nie chce obalić systemu, ale „poszerzyć przestrzeń operacyjną dla sił oddolnych”. Przyjemność w takiej polityce to tworzenie znaczeń, które są jednocześnie adekwatne i funkcjonalne. Adekwatność wymaga, by odczytanie tekstu zawierało znalezienie w nim sił dominacji (hegemonistycznych i dyscyplinujących) oraz oporu wobec nich. Funkcjonalność oznacza możliwość użycia tych znaczeń w życiu codziennym. Te cechy są ściśle związane z osobistymi przeżyciami odbiorcy i jakie sojusze społeczne zawiera. Każdy człowiek jest członkiem jakiejś grupy społecznej i patrzy na tekst z perspektywy mieszanki wielu dyskursów. Perspektywa każdej z grup jest jednym sojuszem, zawieranym przez odbiorcę. Powyższe cechy znaczeń często dają odbiorcy poczucie siły, bo pokazują sposoby radzenia sobie z władzą w rzeczywistym życiu.
Chciałabym teraz pokazać teorię Fiske’a na przykładzie literatury popularnej, a konkretnie powieści Jane Austen Duma i uprzedzenie. Akcja dzieje się na przełomie XVIII i XX wieku w Anglii. Jest to opowieść o życiu wyższych sfer, o społeczeństwie patriarchalnym i roli, jaką odgrywa etykieta. Głównym wątkiem jest romans Elizabeth Bennet i pana Darcy’ego, a raczej droga do niego, pełna przeszkód, nieporozumień i problemów spowodowanych dumą i uprzedzeniem głównych bohaterów.
Lektura książki przez współczesną czytelniczkę (ponieważ to kobiety zazwyczaj sięgają po twórczość Austen) jest pełna elementów, o których pisał Fiske. Ja czytam Dumę i uprzedzenie z kilku perspektyw, tzn. kilka sojuszy społecznych rzutuje na tekst. Jestem studentką, wśród moich zainteresowań naukowych znajduje się m. in. historia kultury. To oznacza, że czytam tekst, zwracając uwagę na realia, w jakich dzieją się wydarzenia, a nie na nie same. W efekcie dystansuję się częściowo od głównych wątków, skupiając się na tle. Studiuję badania kultury popularnej, więc interesuje mnie także odbiór książki przez czytelników tak współcześnie, jak i na początku XIX wieku, kiedy została wydana. Jestem młodą kobietą, więc rozterki Elizabeth są mi bliskie. W tym przypadku już czytam powieść „od środka”, angażując się w uczucia i postępowanie głównej bohaterki. Jestem też osobą żyjącą w XXI wieku, nie XIX, więc patrzę na treść książki z dystansem, ale także adaptując niektóre kwestie do własnego życia, dokładnie dwieście lat po pierwszym wydaniu. Grupa społeczna, z jaką się w danej chwili utożsamiam, sojusz, jaki zawieram, sprawia, że odbiór tego samego tekstu trochę się zmienia, różni się w zależności od perspektywy i dyskursu, jaki stosuję podczas czytania.
Podczas czytania współczesnej czytelniczce (wg Fiske’a) przyjemność daje wytwarzanie pewnych znaczeń. Znaczenia te są adekwatne – zakładają obecność sił dominacji i oporu. Dominuje w tym przypadku system patriarchalny: kobieta ma obowiązek wyjść za mąż (pani Bennet martwi się przyszłością pięciu córek, jedna z nich boi się, że zostanie starą panną, wszystkie dziewczęta starają się znaleźć męża i nie mogą przegapić okazji, jaką jest bal itd.), kobieta powinna posiadać pewne umiejętności, które jednak nie są związane ze zdobywaniem wiedzy (to, że wszystkie siostry Bennet pobierały naukę w domu spotyka się ze zgorszeniem, to, że Elizabeth nie umie grać na pianinie również itp.), mężczyzna ponosi odpowiedzialność za kobietę (kobieta nie powinna sama podróżować, nie ma możliwości sama się utrzymywać etc.). Opór wobec tego systemu przejawia Elizabeth, która nie przejmuje się, że nie potrafi zabawić gości grą na pianinie, nie ma za złe matce, że wprowadza młodszą siostrę na salony, kiedy starsze są jeszcze niezamężne, chce sama decydować o sobie (nie przyjmuje oświadczyn mężczyzny, który stanowi dla niej dobrą partię). Mimo że czasy opisane w powieści już minęły, znaczenia te są również funkcjonalne. Może nie w tak radykalnej wersji, ale system patriarchalny nadal istnieje. Młode kobiety nadal mają podobne problemy, zwłaszcza w małych miejscowościach, np. nieakceptowanie związków niemałżeńskich, stereotyp starej panny, mniejsze możliwości rozwoju i kształcenia się, obowiązek zajmowania się rodziną i wiele innych. Współczesne czytelniczki nie muszą być w identycznej sytuacji jak Elizabeth czy inne bohaterki, żeby móc się z nimi utożsamiać.
Lektura popularnej powieści dziewiętnastowiecznej pisarki nawet współcześnie daje przyjemność, wynikającą z tworzenia znaczeń adekwatnych i funkcjonalnych, ściśle związanych z sojuszami społecznymi, jakie zawierają czytelniczki.

sobota, 2 listopada 2013

Czy debata coś zmienia?

Czy debata coś zmienia?
O medialnej obecności tematu uboju rytualnego w mediach w ciąg ostatnich 10 miesięcy.


Od lata bieżącego roku, ze zróżnicowanym natężeniem przewija się przez polskie media debata nad problemem uboju rytualnego. Śledząc rozwój medialny tego wydarzenia, można odnieść wrażenie, że przez ostatni rok ogromna ilość czasu antenowego oraz artykułów w prasie została poświęcona ustawie, która ma wprowadzać zakaz tego, co wcześniej zostało już zdelegalizowane. W styczniu 2013 roku w Polsce miało stracić moc rozporządzenie Ministra Rolnictwa o dopuszczeniu uboju rytualnego, co zbiegło się z początkiem obwiązywania w Unii Europejskiej prawa o dopuszczeniu uboju rytualnego dla celów religijnych. Wygaśnięcie mocy rozporządzenia i rozpoczęcie debaty medialnej doprowadziło de facto do uświadomienia opinii publicznej o tym, czym właściwie jest ubój rytualny i, że do końca 2012 roku był on całkowicie legalny.
Debatę nad ubojem rytualnym można rozpatrywać jako wydarzenie, które uległo strukturalizacji w komunikat, według koncepcji Stuarta Halla. Bez problemu możemy dostrzec w rozwoju komunikatu takie elementy jak zależność kodowania od interesów grup opiniotwórczych, różnice w dekodowaniu w przypadku różnych grup społecznych, występowanie mediów jako pośrednika między opinią społeczną a głosem władzy, powodowane przez potrzebę informacji, powstawanie wydarzeń i komunikatów pokrewnych oraz angażowanie w dyskusję medialną ekspertów, których obecność ma sprzyjać obiektywizacji przekazanych informacji.
                Ubój rytualny z pewnością można uznać za sprawę ważną dla elit rządzących, taką, od której może zależeć utrzymanie przez nie władzy. Wydaje się, że ubój rytualny, determinowany potrzebą przestrzegania zasad religijnych, których wyznawcy stanowią w Polsce mniejszość, nie powinna zainteresować szerszej opinii społecznej, a jednak medialny sposób podawania komunikatu spowodował zdominowanie ramówek przez wiadomości o nowej ustawie. Początkowo debata dotyczyła jedynie etycznych aspektów uboju i pod tym właśnie kątem przeprowadzono badanie opinii publicznej, z którego wynikało, że 65% badanych sprzeciwia się ubojowi rytualnemu, a zdecydowana większość z ankietowanych, którzy udzielili takiej odpowiedzi, powoływali się na sprzeciw wobec cierpienia zwierząt poddawanych tradycyjnemu ubojowi. Przez przeprowadzenie badania opinii publicznej oraz wprowadzenie do programów informacyjnych wypowiedzi „zwykłych ludzi”, przypadkowo wypowiadających się do kamery, określanych przez Halla jako „zdroworozsądkowe”, wykształca się w debacie pierwsza ze stron, której został udzielony głos, a która zajęła konkretne stanowisko w dyskusji. Drugą ze stron, o poglądach opozycyjnych wobec przeciwników uboju, były grupy mniejszości religijnych, które choć wypowiadały się na poziomie innym niż przeciwnicy cierpienia zwierząt (zwracały uwagę, na ograniczenia prawa wolności religii, które nastąpiłoby w wyniku zakazu uboju rytualnego, a nie wymiar etyczny), zajęły równorzędne miejsce w dyskusji. Włączenie do debaty głosu dyplomatycznego (oficjalnego wystąpienia ambasadora Izraela w Polsce), można właściwie uznać za pojawienie się drugiej grupy posiadającej swoistą hegemonię, która w ramach debaty publicznej sprzeciwiła się polskiemu prawodawstwu. Różne odczytanie komunikatu o możliwości legalizacji uboju rytualnego, spowodowało więc różne jego dekodowanie przez odmienne grupy społeczne. Dla przeciwników uboju, jego legalizacja miałaby oznaczać sprzeniewierzenie się obowiązującej kulturze i etyce, dla mniejszości religijnych, możliwość ograniczenia ich praw religijnych.
Rozwijanie definicji sytuacji oraz potrzeba powstawania wydarzeń związanych z wydarzeniem pierwotnym, powodowało powstawanie materiałów publicystycznych, które miały na celu szersze pokazanie sprawy, ukazanie konsekwencji obyczajowych i politycznych wprowadzenia nowej ustawy oraz dalsze uświadamianie społeczeństwa o istocie uboju rytualnego (po wpisaniu w okienko wyszukiwarki Google hasła „ubój rytualny”, wśród najczęściej wpisywanych zapytań zaraz po „ubój rytualny w Polsce”, znajdziemy „ubój rytualny co to”). W takiej sytuacji, sprawdzoną od lat metodą jest prowadzenie w studiach telewizyjnych dyskusji eksperckich, które w sposób maksymalnie obiektywny i apolityczny mają naświetlić sprawę odbiorcom komunikatu. Wypowiadali się więc ekolodzy, którzy mówili o niehumanitarnym zabijaniu zwierząt (o ile w ogóle można mówić o humanitarnym zabijaniu) bez ich ogłuszania, byli prawnicy, dowodzący, że całkowity zakaz uboju doprowadziłby do zmiany konstytucji, byli etycy i religioznawcy dyskutujący nad tym, czy wolność religijna faktycznie jest lub czy powinna być nieograniczona.
Zgodnie z koncepcją Halla, strukturalizowanie wydarzenia w komunikat nie zostało przerwane z wewnątrz, przez ustanowione w drodze strukturalizacji strony konfliktu, ale z zewnątrz, kiedy pojawiły się głosy, że debata nie ma ani wymiaru etycznego, ani prawno- religijnego, ale jedynie ekonomiczny i handlowy, ponieważ eksport na wschód mięsa pochodzącego z uboju rytualnego jest źródłem ważnych dla polskiej gospodarki dochodów.

Debata publiczna odnośnie uboju rytualnego nie zakończyła się żadnym wiążącym dla kogokolwiek postanowieniem. Na tej podstawie można by jej zarzucać bezcelowość oraz stanowienie sztucznego wypełniacza dla ramówek stacji informacyjnych. Jednak nie uważam, żeby postrzeganie jej jednoznacznie źle było właściwe. Prawdopodobnie wielu ludzi dostarczyła ona świadomości, której wcześniej nie mieli lub mieli w bardzo niewielkim stopniu. Świadomości funkcjonowania religijnych obyczajów judaizmu i islamu, technicznych aspektów dokonywania uboju rytualnego, ale także tego, że ubój, w sondaży z maja 2013 roku został uznany jednoznacznie za godny sprzeciwu, do 2012  funkcjonował w Polsce jako zupełnie legalny, odbywał się jednak niemalże poza świadomością społeczeństwa. Trudno jednak uwierzyć, że medialnym celem strukturalizacji wydarzenia w komunikat w tym przypadku, było kształtowanie świadomości obywatelskiej.