sobota, 24 maja 2014

Hoggart dziś

Spojrzenie na kulturę robotniczą w Anglii Richarda Hoggarta jest już w dużej mierze anachroniczne, czemu nie należy się dziwić, bo dzieło to ma ponad pół wieku, a w badaniach nad kulturą to bardzo dużo. Myślę jednak, że mimo to może stanowić cenne źródło dla współczesnych studiów kulturowych, nie tylko jako zapis ówczesnej sytuacji kulturowej i badawczej. Jako świadectwo historii teorii tekst ten jest oczywiście nieoceniony, będąc jednym z pierwszych, wręcz założycielskich dla studiów kulturowych. Teoria Hoggarta jest wciąż żywa. Opisany przez niego patriarchalny system rodziny robotniczej nie ma już odniesienia w rzeczywistości, na pewno nie w takiej postaci, nawet jeśli pozostały jeszcze jakieś jego elementy. Niemniej wiele innych aspektów wciąż może być z powodzeniem wykorzystywane.
Główne przesłanie całej książki, wielokrotnie w niej powtarzane, to twierdzenie, że wpływ popkultury na ludzi jest dużo mniejszy niż się powszechnie uważa. Myślę, że jest ono wciąż aktualne nie tylko ze względu na swoją prawdziwość, ale także dlatego, że dyskusja na ten temat jest wciąż żywa. Technologia cały czas się rozwija i z pojawieniem się każdego nowego nośnika pojawia się temat wpływu tego, co przekazuje, na odbiorców. Czy gry wideo powodują agresję u dzieci? Czy powinno się zakazywać pokazywania „szkodliwych” treści w serialach telewizyjnych? Czy media niezdrowo epatują przemocą i seksem? Praca Hoggarta może być odpowiedzią na te pytania, mimo że on sam, z oczywistych względów, badał tylko literaturę, prasę i radio.
Oskarżanie twórców popkultury o świadome zwodzenie odbiorców poprzez tworzenie fantastycznych rzeczywistości jest wg Hoggarta przecenianiem możliwości intelektualnych tych, którzy po prostu dzielą marzenia swoich odbiorców, a jedynym, co ich różni jest to, że przelewają je na papier czy realizują w innej formie. Z tym można by w dużej mierze polemizować, ale cennym, jak sądzę, elementem jest obrona twórców przed potępieniem ich jako tych, którzy dążą do rozpadu społeczeństwa przez mamienie ich nieprawdziwymi wyobrażeniami o świecie. Nie mają oni tak złowrogich zamiarów, chcą tylko w pewien sposób urzeczywistnić  marzenia ludzi im podobnych. Nie istnieje żaden „swego rodzaju spisek władz, sprytny sposób usypiania mas”, jak pisze Hoggart.
Popularna prasa, opisana przez Hoggarta, nadal ma swoje odbicie w niektórych współczesnych czasopismach. Sieczka tematyczna, pogoń za sensacją, płytkość wypowiedzi – wciąż można słyszeć takie oskarżenia. Hoggart jednak pisze, że „gdzieś głęboko pod tym wszystkim (...) można się doszukać pozostałości zdrowszej cechy”, jaką jest entuzjazm dla wiedzy. „Nie można się śmiać z tego, co mogło być początkiem autentycznej ciekawości intelektualnej”.
Hoggart ostrzega nas, żebyśmy nie ulegali romantycznej wizji „prostego człowieka”. Opisuje to zjawisko tak, jak i my możemy je zauważyć, na przykład w magazynach dotyczących prowadzenia domu. Najlepsze są specjały ze „spiżarni babuni”, najlepsze sposoby na chorobę to ludowe ziołolecznictwo, najpewniejszą prognozę pogody zapewniają górale, a w domu zawsze powinny się znajdować sprzęty sprzed stu lat – wiadomo, że na tarze, najlepiej w rzece, pierze sie lepiej niż w automatycznej pralce. Hoggart mówi, że „nie istnieje taka osoba jak >>prosty człowiek<<” i musimy o tym pamiętać.

Najważniejsze jest jednak to, co Hoggart opisuje jako „rezultaty” na zakończenie rozdziału VII. Pisze, że oskarżając popkulturę o cokolwiek, przypisujemy jej więcej życia niż tak naprawdę ma. Odbiorcy nie przyjmują przedstawionej rzeczywistości jako prawdziwej. „Czytając nowe rzeczy, poruszamy się w rejonie, gdzie nic się nie wydarza naprawdę”. Przyjmuje się popkulturę z pewnym dystansem, pozwalającym sprzeciwić się „szkodliwemu wpływowi” fantazji. „W momencie odbioru ludzie mogą się sztuce poddać, mogą się z nią identyfikować, ale w głębi duszy wiedzą, że to „nieprawda”; prawdziwe życie toczy się gdzie indziej”. Sądzę, że tego typu spostrzeżenia są cenne także do komentowania współczesnej rzeczywistości. Hoggart podsumowuje: „nowe sposoby polegają na rozmaitych „demokratycznych” tonach głosu, na dążeniu do wesołości i zgrabnej gładkości za wszelką cenę; główne założenia to nadmiernie dufny egalitaryzm, wolność, tolerancja, postęp, hedonizm i kultu młodości”. Czyż nie to właśnie obserwujemy we współczesnych mediach i popkulturze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz