sobota, 7 grudnia 2013

(Prawie) biała Indianka.

Paul Wells, w podsumowaniu swojego tekstu podejmującego temat przesycenia filmów animowanych wytwórni Walta Disneya ideologią, twierdzi, że oglądając znane wszystkim klasyczne kreskówki z perspektywy kulturoznawczej, w postaci Jafara z filmu „Alladyn” widzimy Saddama Husseina, Mulan staje się opowieścią o młodej komunistce z wątkami queer w tle, a losy Simby, bohatera „Króla lwa” są parafrazą historii Hamleta. Co autor napisałby o filmie „Pocahontas”? W historii miłości Indianki i europejczyka, jeśli tylko uważnie jej się przyjrzeć, odcinając się od emocjonalnego odbioru (założonego przez twórców filmu), można odnaleźć treści, które nie wydają się wyjątkowo ważne dla kształtowania systemu wartości młodego widza.
Powstała w 1995 roku „Pocahontas”, choć bardziej zaawansowana pod względem użytych technologii niż wczesne animacje wytwórni, tak jak klasyczne bajki, wpisuje się w disneyowski paradygmat. Konflikt oparty jest na kilku opozycjach. Podstawową jest oczywiście pochodzenie głównych bohaterów, anglika Johna Smitha i Indianki Pocahontas. Protagoniści są reprezentantami dwóch odmiennych kultur- cywilizacji europejskiej i pierwotnej kultury Ameryki Północnej. Można powiedzieć, że Smith i Pocahontas posiadają odmienne, przeciwstawne sobie kapitały kulturowe, których różnice opierają się w znacznej mierze na stosunku do natury i przyrody. Anglik, kolonizator, chce podporządkować sobie odkryty ląd, a jego zasoby przekształcić na zysk ekonomiczny, plemię Indian żyje w symbiozie z naturą, która daje mu pożywienie, schronienie i odzienie. Film posługuje się również strukturą baśni. Jasne więc jest przesłanie: życie w zgodzie z naturą umożliwia osiągnięcie wewnętrznej równowagi, a szacunek dla innych pozwala na życie na wspólnej ziemi. Baśniowe są również kontakty ludzi ze zwierzętami (przyjaźń Pocahontas z kolibrem u szopem) oraz roślinami (Babcia Wierzba jako symbol odwiecznej mądrości). Tak jak pozostałe filmy wytwórni Disneya, „Pocahontas” posługuje się narracją broadwayowską, z akcją przeplataną piosenkami (na czele ze znanym każdemu dziecku „Kolorowym wiatrem”) i złożonymi układami choreograficznymi.
Nasycenie ideologią filmu Erica Goldberga i Mike'a Gabriela nie powinna być pomijana w dyskusji o filmie. Miłość głównych bohaterów, która musi pokonać przeszkody aby mogła się dopełnić, nie jest niczym wyjątkowym w historii filmu w ogóle, ale też w historii filmu animowanego. W przypadku „Pocahontas” mamy jednak do czynienia z intrygą miłosną, która dzieje się kiedy w tle rozgrywają się wydarzenie historyczne, które z dzisiejszej perspektywy nie są oceniane jako moralnie jednoznaczne. Paul Wells twierdzi, że animacje Disneya podlegają swoistemu optymistycznemu reżimowi, który w przypadku „Pocahontas” powoduje, że publiczność odczuwając zadowolenie ze szczęśliwego zakończenia wątku miłosnego nie myśli o tym jak w rzeczywistości wyglądała historia kolonizowania Ameryki. Brak takiej refleksji jest szczególnie zastanawiający ponieważ wydaje się, że jest to wiedza historyczna, którą większość ludzi wynosi ze szkoły. Mają więc świadomość tego, że kolonizacja była triumfem białego człowieka osiągniętym bezwzględnymi środkami i bynajmniej bez poszanowania rdzennych mieszkańców terenów odkrytych. Oprócz ukazywania sprzecznego z historią obrazu dziejów, twórcy kreują wręcz obraz „barbarzyńskich” lub przynajmniej wrogo nastawionych Indian. Scena śpiewania piosenki „Dzicy są” przebiega tak, że Anglicy śpiewają „dzicy są, dzicy są!”, a Indianie gotując się do stawienia oporu dośpiewują „chyba to nie ludzie” o swoich przeciwnikach. Jest to przykład, który można jednocześnie odnieść do pojęcia utopii Dyersa, ponieważ konstruuje się wydarzenia tak, by można było między stronami konfliktu postawić znak równości jeśli chodzi o motywacje i metody walki, a nawet wyznawanie wspólnych wartości (postępowanie dla dobra narodu, plemienia). Taki ogląd filmu mógłby sugerować, że do rozwiązania konfliktu między Indianami a Anglikami wystarczy uregulowanie spraw ekonomicznych, co prowadzi do niebezpiecznego przekonania, że Indianie powinni bez walki oddać swoje tereny i zasoby naturalne, czym umożliwią Anglikom moralne zachowanie i wobec swojego narodu i wobec kolonizowanych, co pozwoliłoby usankcjonować kolonizację jako moralną, bo konieczną z perspektywy białego człowieka.
Sama postać Pocahontas zdaje się nosić spory ładunek ideologiczny. Jeśli przyjrzeć się protagonistce, bardzo szybko widać jak bardzo sprzeczna jest to postać. Wprowadza Johna Smitha w świat natury, którą prezentuje jako harmonię i wartość samą w sobie, a jednak europejskość niezwykle pociąga ją jako doświadczenie nowego, szansę na odkrycie świata „za łukiem rzeki”. Jednocześnie chce zmienić swoje życie i poszukuje „solidnego męża, który wzniesie dla niej trwały dom”. Jest córką wodza, a zdaje się nie reprezentować interesów swojej grupy, a nawet w najsłynniejszej piosence z filmu, można nazwać ją oratorką równości śpiewającą o „ludiach wszelkich wiar i wszelkich ras”, którzy włączeni są w wielką ziemską harmonię.
Przesłanie „Pocahontas” można uznać za słuszne i propagujące jak najszlachetniejsze idee. Krytykując film nie można zapomnieć o tym, że jego adresatem są dzieci, które może nauczą się z niego, że różnice rasowe nie uniemożliwiają komunikacji, a szacunek dla innych nacji jest słuszny i pożyteczny. Nie można jednak zapominać, że „niewinne” powtarzanie po wielokroć historii, tak by zdawała się ona pasmem bezkrwawych zwycięstw białego człowieka, doprowadza do wpojenia pewnego modelu, który kształtuje myślenie o rasie białej jako panującej, a także znacznie odbiega od prawdy historycznej.

środa, 27 listopada 2013

Czy hipsteryzm może być krytyczną formą konsumpcji?

Bycie innym stało się bardzo modne we współczesnym świecie. Ludzie uciekają się do różnego rodzaju metod, aby tylko odróżnić się w społeczeństwie. Takie działania doprowadziły do powstania hipstera – osoby, której tak naprawdę nie da się jednoznacznie opisać. Kiedyś za hipstera uważano kogoś wyjątkowego, dzisiaj jest on jednym z wielu. Jego ucieczka przed konsumpcjonizmem zaprowadziła go w sam jego środek.

Wśród większości moich znajomych panuje przekonanie, że „ktoś taki jak hipster już nie istnieje”. Nie będę negować tego poglądu, ponieważ sama myślę bardzo podobnie. Jeszcze wiele lat temu hipsterem, był ktoś, kto zawsze starał się być krok przed panującą modą. Nie ogarniała go „mania zakupów”, wolał on po prostu poszukać w swojej szafie jakiegoś „starocia”, trochę go przerobić i „ruszać w miasto”. Nikt nie chciał stać się modny, tylko inny. Odmienność była czymś, co przykuwało uwagę społeczeństwa. Dla hipsterów nie było ważne, że ktoś pogardliwie popatrzył na nich na ulicy czy zaczepi w tramwaju – im się to po prostu podobało, cieszyło ich to, że są outsiderami.

Dzisiaj pojęcie hipstera zmieniło nieco swój charakter. To już nie jest ktoś inny, wyróżniający się i odmienny – to jest po prostu ktoś, kto swoim stylem i zachowaniem chce zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Moje wyobrażenie hipstera może być trochę śmieszne, ale widzę go, jako osobę w Vansach lub Conversach, z laptopem firmy Apple siedzącego w Starbucksie i popijającego kawę – jednak to już nie świadczy o jego inności, ale o tym, że stał się taki jak wszyscy. Jego ucieczka przed modą i panującymi zwyczajami zaprowadziła go w sam środek tego całego bałaganu. Teraz tzw. hipster pójdzie do najdroższych sklepów szukać swojej inności, bo już dawno skończył z przerabianiem starych ubrań; nie będzie siedzieć w nieznanych nikomu knajpach tylko pójdzie do takich gdzie pokaże, jaki to jest „cool”; nie będzie marnował czasu na czytanie książek, tylko cały dzień poświęci na publikowanie postów na facebooku deklarując swoją inność i tym samym pokazując, jakie to ma „piękne życie”. Konsumpcjonizm całkowicie pochłonął tę „subkulturę”, bo bycie „kimś” w społeczeństwie stało się tak ważne, że nikt już zwraca uwagi na to by być tzw. outsiderem, ale by stać się „chodzącą ikoną stylu”. Moją wypowiedź najlepiej zobrazuje jeden z filmików Abstrachuje TV, który w idealny sposób przedstawi „dzisiejszego hipstera” - bo przecież bycie innym jest w modzie.



Nie wiem, co stało się z tym „prawdziwym” hipsterem. Może zgubiła go pogoń za innością? Może ważniejsze stało się dla niego osiągnięcie sławy? A może po prostu hipster nigdy nie istniał?

piątek, 22 listopada 2013

Fenomen Justina Biebera

Jego nazwisko pojawia się na pierwszym miejscu propozycji wyszukiwarki Google po wpisaniu zaledwie początkowych trzech liter w polu wyszukiwania. Nic w tym dziwnego. Internet pęka w szwach od newsów, mniej lub bardziej rzetelnych informacji o nim. Dawno światowy show-business nie wylansował postaci wzbudzającej tak skrajne emocje na całym globie. Oto on: bożyszcze nastolatek, fenomen sceny muzycznej – Justin Bieber!


Młodzi ludzie z całego świata oszaleli na punkcie Biebera. Jego sukces zapoczątkował Internet, gdzie na jednym z portali publikował swoje amatorskie występy, i gdzie został odkryty. Zawrotną karierę zrobił, mając zaledwie 16 lat. Tym samym stał się autorytetem dla wielu młodych ludzi, widzących w nim zwyczajnego chłopaka z sąsiedztwa, któremu udało się zawojować świat. W okresie dorastania, gdy człowiek boryka się z upadkiem autorytetów społecznych, poszukiwania nowych odniesień dla tożsamości stają się działaniem dominującym nad wszelkimi innymi. Dla przeciętnego nastolatka Bieber jest fantastycznym mentorem, dającym wiarę w osiągnięcie sukcesu i spełnienie marzeń. Myślą: „Jest jednym z nas. To zwyczajny chłopak, ze zwykłego domu, któremu się udało! Mnie również może się udać!”. Kochają się w nim nastolatki, z jego stylu czerpią młodzieńcy, a z głośników milionów sączy się muzyka Biebera. Przyjrzyjmy się jednak temu, co decyduje o tym, że społeczność skupioną wokół muzyka możemy uznać za subkulturę.


Początkowo miał on grono swoich wiernych fanów, stronę w sieci, a jego plakaty drukowane były w popularnych magazynach młodzieżowych. Jednak typowa fascynacja nastolatków Bieberem jako idolem nie trwała długo. Zaraz po wydaniu przez muzyka pierwszej płyty rozpoczęła się globalna histeria. Media prędko nadały mu przydomek „złodzieja serc nastolatek”, a on sam stał się postacią wpływową. Wszak nie każdy gwiazdor może pochwalić się swoją figurą woskową w Muzeum Madame Tussaud. Dziś miłośnicy Justina Biebera tworzą hermetyczną społeczność, w której obowiązuje zasada homologii obserwowana zresztą w każdej subkulturze. Członków tego globalnego fanklubu Biebera (Beliebersów – jak sami siebie nazywają) łączy charakterystyczny wizerunek, symbolika dla nich tylko zrozumiała i wartości, jakim hołdują. Fani Biebera inspirują się idolem i sami próbują być swaggy, jak oficjalnie nazwano styl muzyka (ang. swagger – przechwalać się). Trampki, bluza z kapturem, grzywka na bok i obowiązkowo ciemne okulary – to wystarczy, by zbliżyć się do idola. Do tego konieczna jest znajomość tekstów piosenek Justina, kolekcja jego plakatów i dostęp do codziennej porcji plotek i newsów. Jeśli dodatkowo regularnie inwestujemy w gadżety mniej lub bardziej związane z gwiazdorem, możemy nadać sobie tytuł „Prawdziwie wiernego fana”. Wszystko to staje się przepustką do wspólnoty, która jest platformą wyrażania oporu, nadawania alternatywnych znaczeń, przekształcania i dystrybucji przedmiotów zgodnie z własnymi upodobaniami.


Właśnie, gadżety… – to kolejna kwestia, której warto się przyjrzeć, gdy mówimy o fenomenie Biebera. Otóż, rynek pęka w szwach od produktów lansujących wizerunek gwiazdora. Wystarczy przejść się jakimkolwiek pasażem handlowym, a w sklepach odzieżowych odnajdziemy ubrania czerpiące ze stylu muzyka. Na samym portalu Allegro po wpisaniu w  polu wyszukiwania frazy „Bieber” wyświetlonych zostaje ponad tysiąc wyników, z czego połowa to gadżety z wizerunkiem gwiazdora. Nie są to wyłącznie koszulki, czapki czy bielizna, ale kubki, poduszki, zegary, kalendarze i cała masa najprzeróżniejszych artykułów. Niektóre z nich mogą wydawać się naprawdę egzotyczne; ot, chociażby szczoteczka do zębów z nadrukowanym zdjęciem Biebera czy dmuchana lalka będąca sobowtórem muzyka i szeroko reklamowana przez przemysł erotyczny. Rynek bieberowych gadżetów potrafi być jednak skrajny. Piasek, po którym chodził Justin Bieber, butelka z której pił, pozwalająca fankom rzekomo poczuć zapach jego ust. Przedmioty, które wystawiane są na sprzedaż, mogą niektórych szokować. Nie zmienia to jednak faktu, że zainteresowanie nimi jest naprawdę ogromne. Wszak pozwalają one prawdziwym fanom zbliżyć się do swojego bożyszcza! Takie zjawisko, nazywane zawłaszczeniem w formie towaru, towarzyszy rozwojowi oraz ekspansji każdej subkultury (choć przyznać trzeba, że w przypadku Justina Biebera osiągnęło postać skrajną) i ma na celu oswojenie społeczeństwa z odmiennością danej grupy społecznej. W tym celu przejmuje się jej elementy i wprowadza do powszechnego obiegu. Mamy tym samym domy mody inspirujące się różnymi subkulturami czy gadżety wykorzystujące ich stylistykę i symbolikę. Gadżety są produktami kultury popularnej, które miłośnicy Biebera dostosowują do swoich celów. Dzieje się to poprzez wtórną i amatorską produkcję, która jest przejawem ideologicznej walki, elementem oporu społeczności skupionej wokół muzyka. Przedmioty użytku codziennego znane każdemu: kubki, koszulki, długopisy w rękach fana stają się orężem w walce z producentami, którzy narzucają konsumentom własny sposób eksploatowania. Fani przekształcają popularne produkty, nadając im nie tylko nowy wygląd, ale i znaczenie. Odtąd kubek przestaje być kubkiem stosowanym wyłącznie do picia porannej kawy, ale jest gadżetem zbliżającym do idola, stanowiąc jednocześnie przepustkę do hermetycznego świata fanów. 
 




Czy faktycznie opiewana przez wielu młodych ludzi zawrotna kariera Justina Biebera znajduje potwierdzenie w jego talencie i umiejętnościach wokalnych? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam muzykom i fanom. Mimo wszystko pozwalam sobie sądzić, że fascynacji Bieberem możemy z powodzeniem nadać miano subkultury. Fanowskie praktyki oscylujące wokół postaci Biebera, czerpanie z jego stylu, tworzenie hermetycznej i homologicznej wspólnoty, opór wyrażający się dostosowywaniu przedmiotów kultury popularnej na własny użytek przekonują nas o skupionej wokół muzyka nie tyle społeczności fanowskiej, ale subkultury.

niedziela, 10 listopada 2013

Jak czytamy "Dumę i uprzedzenie" wg Fiske'a

John Fiske w rozdziale 3. "Przyjemności twórcze" książki Zrozumieć kulturę popularną pisze o tym, w jaki sposób odbiór tekstów popkultury daje przyjemność. Wg Fiske’a przyjemności popularne są inicjatywą oddolną, pozostającą w stosunku w jakiś sposób opozycyjnym do władzy, ponieważ są wynikiem sojuszy społecznych, zawieranych przez ludzi tej władzy podporządkowanych. W ten sposób przyjemności popularne przeciwstawione są  hegemonistycznym, powstającym z konformizmu. Fiske pisze: „Przyjemność popularna istnieje (…) tylko we własnych praktykach, w swoim kontekście i momencie produkcji”, co przywodzi na myśl koncepcję Michaiła Bachtina o karnawale. Takie stwierdzenie odnosi się do przyjemności, którą Roland Barthes określił jako jouissance. Jednak Fiske pisze o innym rodzaju przyjemności, plaisir, która jest przyjemnością codzienną, właściwą mikropolityce, jaką jest polityka kultury popularnej. Mikropolityka jest postępowa, ale nie radykalna – nie chce obalić systemu, ale „poszerzyć przestrzeń operacyjną dla sił oddolnych”. Przyjemność w takiej polityce to tworzenie znaczeń, które są jednocześnie adekwatne i funkcjonalne. Adekwatność wymaga, by odczytanie tekstu zawierało znalezienie w nim sił dominacji (hegemonistycznych i dyscyplinujących) oraz oporu wobec nich. Funkcjonalność oznacza możliwość użycia tych znaczeń w życiu codziennym. Te cechy są ściśle związane z osobistymi przeżyciami odbiorcy i jakie sojusze społeczne zawiera. Każdy człowiek jest członkiem jakiejś grupy społecznej i patrzy na tekst z perspektywy mieszanki wielu dyskursów. Perspektywa każdej z grup jest jednym sojuszem, zawieranym przez odbiorcę. Powyższe cechy znaczeń często dają odbiorcy poczucie siły, bo pokazują sposoby radzenia sobie z władzą w rzeczywistym życiu.
Chciałabym teraz pokazać teorię Fiske’a na przykładzie literatury popularnej, a konkretnie powieści Jane Austen Duma i uprzedzenie. Akcja dzieje się na przełomie XVIII i XX wieku w Anglii. Jest to opowieść o życiu wyższych sfer, o społeczeństwie patriarchalnym i roli, jaką odgrywa etykieta. Głównym wątkiem jest romans Elizabeth Bennet i pana Darcy’ego, a raczej droga do niego, pełna przeszkód, nieporozumień i problemów spowodowanych dumą i uprzedzeniem głównych bohaterów.
Lektura książki przez współczesną czytelniczkę (ponieważ to kobiety zazwyczaj sięgają po twórczość Austen) jest pełna elementów, o których pisał Fiske. Ja czytam Dumę i uprzedzenie z kilku perspektyw, tzn. kilka sojuszy społecznych rzutuje na tekst. Jestem studentką, wśród moich zainteresowań naukowych znajduje się m. in. historia kultury. To oznacza, że czytam tekst, zwracając uwagę na realia, w jakich dzieją się wydarzenia, a nie na nie same. W efekcie dystansuję się częściowo od głównych wątków, skupiając się na tle. Studiuję badania kultury popularnej, więc interesuje mnie także odbiór książki przez czytelników tak współcześnie, jak i na początku XIX wieku, kiedy została wydana. Jestem młodą kobietą, więc rozterki Elizabeth są mi bliskie. W tym przypadku już czytam powieść „od środka”, angażując się w uczucia i postępowanie głównej bohaterki. Jestem też osobą żyjącą w XXI wieku, nie XIX, więc patrzę na treść książki z dystansem, ale także adaptując niektóre kwestie do własnego życia, dokładnie dwieście lat po pierwszym wydaniu. Grupa społeczna, z jaką się w danej chwili utożsamiam, sojusz, jaki zawieram, sprawia, że odbiór tego samego tekstu trochę się zmienia, różni się w zależności od perspektywy i dyskursu, jaki stosuję podczas czytania.
Podczas czytania współczesnej czytelniczce (wg Fiske’a) przyjemność daje wytwarzanie pewnych znaczeń. Znaczenia te są adekwatne – zakładają obecność sił dominacji i oporu. Dominuje w tym przypadku system patriarchalny: kobieta ma obowiązek wyjść za mąż (pani Bennet martwi się przyszłością pięciu córek, jedna z nich boi się, że zostanie starą panną, wszystkie dziewczęta starają się znaleźć męża i nie mogą przegapić okazji, jaką jest bal itd.), kobieta powinna posiadać pewne umiejętności, które jednak nie są związane ze zdobywaniem wiedzy (to, że wszystkie siostry Bennet pobierały naukę w domu spotyka się ze zgorszeniem, to, że Elizabeth nie umie grać na pianinie również itp.), mężczyzna ponosi odpowiedzialność za kobietę (kobieta nie powinna sama podróżować, nie ma możliwości sama się utrzymywać etc.). Opór wobec tego systemu przejawia Elizabeth, która nie przejmuje się, że nie potrafi zabawić gości grą na pianinie, nie ma za złe matce, że wprowadza młodszą siostrę na salony, kiedy starsze są jeszcze niezamężne, chce sama decydować o sobie (nie przyjmuje oświadczyn mężczyzny, który stanowi dla niej dobrą partię). Mimo że czasy opisane w powieści już minęły, znaczenia te są również funkcjonalne. Może nie w tak radykalnej wersji, ale system patriarchalny nadal istnieje. Młode kobiety nadal mają podobne problemy, zwłaszcza w małych miejscowościach, np. nieakceptowanie związków niemałżeńskich, stereotyp starej panny, mniejsze możliwości rozwoju i kształcenia się, obowiązek zajmowania się rodziną i wiele innych. Współczesne czytelniczki nie muszą być w identycznej sytuacji jak Elizabeth czy inne bohaterki, żeby móc się z nimi utożsamiać.
Lektura popularnej powieści dziewiętnastowiecznej pisarki nawet współcześnie daje przyjemność, wynikającą z tworzenia znaczeń adekwatnych i funkcjonalnych, ściśle związanych z sojuszami społecznymi, jakie zawierają czytelniczki.

sobota, 2 listopada 2013

Czy debata coś zmienia?

Czy debata coś zmienia?
O medialnej obecności tematu uboju rytualnego w mediach w ciąg ostatnich 10 miesięcy.


Od lata bieżącego roku, ze zróżnicowanym natężeniem przewija się przez polskie media debata nad problemem uboju rytualnego. Śledząc rozwój medialny tego wydarzenia, można odnieść wrażenie, że przez ostatni rok ogromna ilość czasu antenowego oraz artykułów w prasie została poświęcona ustawie, która ma wprowadzać zakaz tego, co wcześniej zostało już zdelegalizowane. W styczniu 2013 roku w Polsce miało stracić moc rozporządzenie Ministra Rolnictwa o dopuszczeniu uboju rytualnego, co zbiegło się z początkiem obwiązywania w Unii Europejskiej prawa o dopuszczeniu uboju rytualnego dla celów religijnych. Wygaśnięcie mocy rozporządzenia i rozpoczęcie debaty medialnej doprowadziło de facto do uświadomienia opinii publicznej o tym, czym właściwie jest ubój rytualny i, że do końca 2012 roku był on całkowicie legalny.
Debatę nad ubojem rytualnym można rozpatrywać jako wydarzenie, które uległo strukturalizacji w komunikat, według koncepcji Stuarta Halla. Bez problemu możemy dostrzec w rozwoju komunikatu takie elementy jak zależność kodowania od interesów grup opiniotwórczych, różnice w dekodowaniu w przypadku różnych grup społecznych, występowanie mediów jako pośrednika między opinią społeczną a głosem władzy, powodowane przez potrzebę informacji, powstawanie wydarzeń i komunikatów pokrewnych oraz angażowanie w dyskusję medialną ekspertów, których obecność ma sprzyjać obiektywizacji przekazanych informacji.
                Ubój rytualny z pewnością można uznać za sprawę ważną dla elit rządzących, taką, od której może zależeć utrzymanie przez nie władzy. Wydaje się, że ubój rytualny, determinowany potrzebą przestrzegania zasad religijnych, których wyznawcy stanowią w Polsce mniejszość, nie powinna zainteresować szerszej opinii społecznej, a jednak medialny sposób podawania komunikatu spowodował zdominowanie ramówek przez wiadomości o nowej ustawie. Początkowo debata dotyczyła jedynie etycznych aspektów uboju i pod tym właśnie kątem przeprowadzono badanie opinii publicznej, z którego wynikało, że 65% badanych sprzeciwia się ubojowi rytualnemu, a zdecydowana większość z ankietowanych, którzy udzielili takiej odpowiedzi, powoływali się na sprzeciw wobec cierpienia zwierząt poddawanych tradycyjnemu ubojowi. Przez przeprowadzenie badania opinii publicznej oraz wprowadzenie do programów informacyjnych wypowiedzi „zwykłych ludzi”, przypadkowo wypowiadających się do kamery, określanych przez Halla jako „zdroworozsądkowe”, wykształca się w debacie pierwsza ze stron, której został udzielony głos, a która zajęła konkretne stanowisko w dyskusji. Drugą ze stron, o poglądach opozycyjnych wobec przeciwników uboju, były grupy mniejszości religijnych, które choć wypowiadały się na poziomie innym niż przeciwnicy cierpienia zwierząt (zwracały uwagę, na ograniczenia prawa wolności religii, które nastąpiłoby w wyniku zakazu uboju rytualnego, a nie wymiar etyczny), zajęły równorzędne miejsce w dyskusji. Włączenie do debaty głosu dyplomatycznego (oficjalnego wystąpienia ambasadora Izraela w Polsce), można właściwie uznać za pojawienie się drugiej grupy posiadającej swoistą hegemonię, która w ramach debaty publicznej sprzeciwiła się polskiemu prawodawstwu. Różne odczytanie komunikatu o możliwości legalizacji uboju rytualnego, spowodowało więc różne jego dekodowanie przez odmienne grupy społeczne. Dla przeciwników uboju, jego legalizacja miałaby oznaczać sprzeniewierzenie się obowiązującej kulturze i etyce, dla mniejszości religijnych, możliwość ograniczenia ich praw religijnych.
Rozwijanie definicji sytuacji oraz potrzeba powstawania wydarzeń związanych z wydarzeniem pierwotnym, powodowało powstawanie materiałów publicystycznych, które miały na celu szersze pokazanie sprawy, ukazanie konsekwencji obyczajowych i politycznych wprowadzenia nowej ustawy oraz dalsze uświadamianie społeczeństwa o istocie uboju rytualnego (po wpisaniu w okienko wyszukiwarki Google hasła „ubój rytualny”, wśród najczęściej wpisywanych zapytań zaraz po „ubój rytualny w Polsce”, znajdziemy „ubój rytualny co to”). W takiej sytuacji, sprawdzoną od lat metodą jest prowadzenie w studiach telewizyjnych dyskusji eksperckich, które w sposób maksymalnie obiektywny i apolityczny mają naświetlić sprawę odbiorcom komunikatu. Wypowiadali się więc ekolodzy, którzy mówili o niehumanitarnym zabijaniu zwierząt (o ile w ogóle można mówić o humanitarnym zabijaniu) bez ich ogłuszania, byli prawnicy, dowodzący, że całkowity zakaz uboju doprowadziłby do zmiany konstytucji, byli etycy i religioznawcy dyskutujący nad tym, czy wolność religijna faktycznie jest lub czy powinna być nieograniczona.
Zgodnie z koncepcją Halla, strukturalizowanie wydarzenia w komunikat nie zostało przerwane z wewnątrz, przez ustanowione w drodze strukturalizacji strony konfliktu, ale z zewnątrz, kiedy pojawiły się głosy, że debata nie ma ani wymiaru etycznego, ani prawno- religijnego, ale jedynie ekonomiczny i handlowy, ponieważ eksport na wschód mięsa pochodzącego z uboju rytualnego jest źródłem ważnych dla polskiej gospodarki dochodów.

Debata publiczna odnośnie uboju rytualnego nie zakończyła się żadnym wiążącym dla kogokolwiek postanowieniem. Na tej podstawie można by jej zarzucać bezcelowość oraz stanowienie sztucznego wypełniacza dla ramówek stacji informacyjnych. Jednak nie uważam, żeby postrzeganie jej jednoznacznie źle było właściwe. Prawdopodobnie wielu ludzi dostarczyła ona świadomości, której wcześniej nie mieli lub mieli w bardzo niewielkim stopniu. Świadomości funkcjonowania religijnych obyczajów judaizmu i islamu, technicznych aspektów dokonywania uboju rytualnego, ale także tego, że ubój, w sondaży z maja 2013 roku został uznany jednoznacznie za godny sprzeciwu, do 2012  funkcjonował w Polsce jako zupełnie legalny, odbywał się jednak niemalże poza świadomością społeczeństwa. Trudno jednak uwierzyć, że medialnym celem strukturalizacji wydarzenia w komunikat w tym przypadku, było kształtowanie świadomości obywatelskiej.

sobota, 26 października 2013

Blog - wizytówka człowieka

We współczesnym społeczeństwie ogromną sławą cieszą się blogi. To właśnie one stały się wizytówką „dzisiejszego” człowieka – odzwierciedleniem jego prawdziwej natury. Blog, jako element pożądany w „świecie” decyduje o przynależności do społeczeństwa i o tym czy jesteś „cool”, czy też nie.

http://agde.blox.pl/html

http://www.frommovietothekitchen.pl

Każdy chce go mieć. Każdy chce się na nim pokazać. I każdy chce coś dzięki niemu zdobyć. Takie właśnie są blogi. Dzisiaj uważane za jeden z punktów (jeśli nie jedyny) w robieniu kariery.  Kiedyś pełniły one funkcje osobistego pamiętnika, w którym anonimowy autor rozpisywał się o swoich życiowych wzlotach i upadkach. Jednak na przestrzeni lat wszystko się zmieniło. Dzisiaj blog pełni funkcję karty przetargowej, która może pomóc w „wybiciu się” i zostaniu wielkim celebrytą. Poczynając od blogów modowych, przez blogi o zdrowym stylu życia, a kończąc na blogach kulinarnych możemy zobaczyć jak nieznany dotąd autor staje się osobą publiczną. Pokazanie swojego wizerunku to podstawowy element posiadania bloga. Potem zostaje tylko informowanie odbiorców, co jadło się na śniadanie i na jakiej to imprezie szalało się przez całą noc. Nikt już nie myśli o tym, żeby wrócić do dawnej formy pisania bloga – nie ma takiej opcji – bo przecież nikt nie zakłada bloga po to, aby zaginąć w tych czeluściach Internetu.

Warto również podkreślić, że blogi tzw. opiniotwórcze wywarły niemały wpływ na społeczeństwo. Większość ludzi woli przeczytać jakąś krótką notkę w Internecie niż zabrać się za przeczytanie gazety. Po pierwsze wychodzi taniej, a po drugie taki post jest krótki, więc nie będzie dużo czytania. 
I tak głos bloggerów staje się głosem większości. Ma to ogromny wpływ na kształtowanie społeczeństwa, ponieważ przyswajają sobie oni „obiektywne” informacje, które tak naprawdę nie mają znaczenia, a potem je powielają w społeczeństwie. 

http://samolotowoo.blogspot.com/

Hejterem być.
W świecie blogów silnie działa grupa tzw. hejterów. To dzięki nim, możemy przeczytań „parę” niepochlebnych zdań na temat czyjegoś posta, wyglądu bloga, czy osobowości autora strony. Hejterzy czują się bezpiecznie w sieci, bo dodawane przez nich anonimowe komentarze nigdy nie ujawnią, kim oni tak naprawdę są. Jak widać blogi stały się siedliskiem osób, które za wszelką cenę pragną zademonstrować swoje (jak najbardziej) negatywne zdanie, a to, że kogoś przy tym obrażą sprawia im jeszcze większą frajdę.

Stworzymy Ci bloga o jakim zawsze marzyłeś
Blogi stały się znane osobą w każdym wieku na bardzo szeroką skalę. Doprowadziło to do tego, że zaczęło powstawać bardzo wiele firm i kursów, których celem jest poprawienie, jakości funkcjonowania blogów czy też poprawienie jego wyglądu.


Na stronie jednego z bloggerów znalazłam zdanie, które chyba w największym skrócie i jak najbardziej trafnie odpowie na pytanie: czym jest blog w dzisiejszym świecie?
- W dzisiejszych czasach,  internetowy świat jest taki sam jak świat rzeczywisty, z tą równicą, że przepływ informacji w Internecie jest diabelnie szybki i ogromny.

Jak patrzeć na kulturę? Teoria obiegu kultury w praktyce

Współczesny człowiek bombardowany jest nowinkami technicznymi, które w masowej świadomości funkcjonują jako artefakty kulturowe. Są one nie tylko materialnymi obiektami, ale zyskują symboliczne znaczenia poprzez nadanie im kulturowo ustalonej formy. Równie ważne, jak istniejące artefakty kulturowe, pozostają treści przekazywane w mediach i kulturze, wobec których nigdy nie jesteśmy obojętni – bez względu na to, na ile sobie ten fakt uświadamiamy. Przyjrzyjmy się zatem tym dwu zjawiskom leżącym u podłoża naszych zachowań i społecznych tendencji.  

Teoria obiegu kultury

Rok 1997 przyniósł studiom kulturowym spostrzeżenia, które w znacznym stopniu ułatwiły zrozumienie fenomenu artefaktów kulturowych. Grupa teoretyków z Paulem du Gayem na czele skonstruowała teorię obiegu kultury, obrazując ją modelem:




Kiedy mamy do czynienia z tekstem kultury lub artefaktem kulturowym, musimy patrzeć na nie przez pryzmat pięciu aspektów: reprezentacji, tożsamości, produkcji, konsumpcji i regulacji. Funkcjonują one niezależnie od siebie, jednak dopiero spojrzenie na wszystkie pozwoli nam dobrze zrozumieć istotę interesującego nas obiektu. Nie ma znaczenia, w jakiej kolejności będziemy rozpatrywać kolejne aspekty. Ważne jest natomiast, by uwzględnić je wszystkie. Obieg kultury znalazł zastosowanie w przypadku analizy fenomenu walkmana1 czy telefonu komórkowego2. Za każdym razem z pozytywnym skutkiem.

Teoria obiegu kultury w praktyce

Posługując się przykładem coca-coli, prześledźmy, w jaki sposób można zrozumieć jej fenomen przy pomocy teorii obiegu kulturowego:

Produkcja. Koniec XIX wieku. Pewien farmaceuta z Atlanty w USA opatentowuje orzeźwiający napój bazujący na orzechach koli i liściach koki. Dzięki zarejestrowaniu marki i odpowiednim zabiegom marketingowym napój przekracza granice Ameryki i zyskuje ogromną popularność. Do Polski trafia pod koniec lat 50., by od tej pory towarzyszyć Polakom po dziś dzień.

Konsumpcja. Choć z początku napój nie cieszył się zbyt wielkim zainteresowaniem klientów, po kilkunastu latach od wynalezienia świat oszalał na jego punkcie. Sława coca-coli rozprzestrzeniła się po całym globie i napój stał się ikoną kultury masowej XX wieku.


Regulacja. Wpływ napoju na społeczeństwo był na tyle silny, że dziś w świadomości przeciętnego człowieka funkcjonuje on niemalże jako gadżet minionego stulecia. Autorytet, jaki cola stanowiła, nikomu się nie opatrzył i do dziś pozostaje ona silnie zindywidualizowaną marką opozycyjną wobec wszystkich innych.

Reprezentacja. Coca-colę reklamowano jako przedmiot pożądania pewnych siebie, podążających za aktualnymi trendami obywateli. Równocześnie lansowana była jako napój outsiderów i buntowników, którym opatrzyło się już subtelne sączenie soku pomarańczowego czy herbaty. Język mówienia o coli był zawsze tendencyjny. Podkreślano indywidualność konsumentów oraz fakt, że tylko ten napój umożliwia im pozostawanie w dobrych relacjach z grupą i samymi sobą. Z jednej strony pozostawał to napój niezwykle elitarny, z drugiej zaś powszechny i związany z tradycją na tyle, że potrafił urozmaicić nawet Wigilijny stół.


Tożsamość. Tożsamość napoju budowano przez lata. Uczestniczyli w tym zarówno jego producenci, jak i konsumenci. To działania tych drugich sprawiły, że coca-cola stała się swoistym gadżetem, symbolem niezależności oraz indywidualizmu. Pijesz colę sam – zyskujesz pewność siebie, stajesz się niezależnym zawadiaką, chwytającym życie jak leci. Pijesz w grupie – umacniasz więzi z innymi, bo przecież picie coli jest modne i staje się pretekstem do wspólnego spędzenia czasu. Warto zwrócić uwagę na kampanię marketingową coca-coli wdrażaną w Polsce od kilku miesięcy, w ramach której na puszkach i butelkach napoju logo coca-coli zostało zastąpione najpopularniejszymi imionami, pseudonimami i określeniami. Przedstawiciele marki w Polsce jednogłośnie przekonują, że "celem kampanii jest umożliwienie konsumentom przekazywania sobie nawzajem pozytywnych emocji a także ułatwianie relacji międzyludzkich". Każdy może odnaleźć butelkę lub puszkę napoju ze swoim imieniem lub pseudonimem bliskiej osoby, a konsumowany trunek staje się wówczas jeszcze bliższy.

 

 
1] Du Gay P., Doing Cultural Studies: The Story of the Sony Walkman Second Edition, 2013. 
2] Goggin G., Cell Phone Culture. Mobile Technology in Everyday Life, 2006.