Paul Wells, w podsumowaniu swojego tekstu podejmującego temat przesycenia filmów animowanych
wytwórni Walta Disneya ideologią, twierdzi, że oglądając znane
wszystkim klasyczne kreskówki z perspektywy kulturoznawczej, w
postaci Jafara z filmu „Alladyn” widzimy Saddama Husseina, Mulan
staje się opowieścią o młodej komunistce z wątkami queer w tle,
a losy Simby, bohatera „Króla lwa” są parafrazą historii
Hamleta. Co autor napisałby o filmie „Pocahontas”? W historii
miłości Indianki i europejczyka, jeśli tylko uważnie jej się
przyjrzeć, odcinając się od emocjonalnego odbioru (założonego
przez twórców filmu), można odnaleźć treści, które nie wydają
się wyjątkowo ważne dla kształtowania systemu wartości młodego
widza.
Powstała w 1995 roku „Pocahontas”, choć bardziej
zaawansowana pod względem użytych technologii niż wczesne animacje
wytwórni, tak jak klasyczne bajki, wpisuje się w disneyowski
paradygmat. Konflikt oparty jest na kilku opozycjach. Podstawową
jest oczywiście pochodzenie głównych bohaterów, anglika Johna
Smitha i Indianki Pocahontas. Protagoniści są reprezentantami dwóch
odmiennych kultur- cywilizacji europejskiej i pierwotnej kultury
Ameryki Północnej. Można powiedzieć, że Smith i Pocahontas
posiadają odmienne, przeciwstawne sobie kapitały kulturowe, których
różnice opierają się w znacznej mierze na stosunku do natury i
przyrody. Anglik, kolonizator, chce podporządkować sobie odkryty
ląd, a jego zasoby przekształcić na zysk ekonomiczny, plemię
Indian żyje w symbiozie z naturą, która daje mu pożywienie,
schronienie i odzienie. Film posługuje się również strukturą
baśni. Jasne więc jest przesłanie: życie w zgodzie z naturą
umożliwia osiągnięcie wewnętrznej równowagi, a szacunek dla
innych pozwala na życie na wspólnej ziemi. Baśniowe są również
kontakty ludzi ze zwierzętami (przyjaźń Pocahontas z kolibrem u
szopem) oraz roślinami (Babcia Wierzba jako symbol odwiecznej
mądrości). Tak jak pozostałe filmy wytwórni Disneya, „Pocahontas”
posługuje się narracją broadwayowską, z akcją przeplataną
piosenkami (na czele ze znanym każdemu dziecku „Kolorowym
wiatrem”) i złożonymi układami choreograficznymi.
Nasycenie ideologią filmu Erica Goldberga i Mike'a Gabriela nie powinna być pomijana w dyskusji o filmie. Miłość głównych bohaterów, która musi pokonać przeszkody aby mogła się dopełnić, nie jest niczym wyjątkowym w historii filmu w ogóle, ale też w historii filmu animowanego. W przypadku „Pocahontas” mamy jednak do czynienia z intrygą miłosną, która dzieje się kiedy w tle rozgrywają się wydarzenie historyczne, które z dzisiejszej perspektywy nie są oceniane jako moralnie jednoznaczne. Paul Wells twierdzi, że animacje Disneya podlegają swoistemu optymistycznemu reżimowi, który w przypadku „Pocahontas” powoduje, że publiczność odczuwając zadowolenie ze szczęśliwego zakończenia wątku miłosnego nie myśli o tym jak w rzeczywistości wyglądała historia kolonizowania Ameryki. Brak takiej refleksji jest szczególnie zastanawiający ponieważ wydaje się, że jest to wiedza historyczna, którą większość ludzi wynosi ze szkoły. Mają więc świadomość tego, że kolonizacja była triumfem białego człowieka osiągniętym bezwzględnymi środkami i bynajmniej bez poszanowania rdzennych mieszkańców terenów odkrytych. Oprócz ukazywania sprzecznego z historią obrazu dziejów, twórcy kreują wręcz obraz „barbarzyńskich” lub przynajmniej wrogo nastawionych Indian. Scena śpiewania piosenki „Dzicy są” przebiega tak, że Anglicy śpiewają „dzicy są, dzicy są!”, a Indianie gotując się do stawienia oporu dośpiewują „chyba to nie ludzie” o swoich przeciwnikach. Jest to przykład, który można jednocześnie odnieść do pojęcia utopii Dyersa, ponieważ konstruuje się wydarzenia tak, by można było między stronami konfliktu postawić znak równości jeśli chodzi o motywacje i metody walki, a nawet wyznawanie wspólnych wartości (postępowanie dla dobra narodu, plemienia). Taki ogląd filmu mógłby sugerować, że do rozwiązania konfliktu między Indianami a Anglikami wystarczy uregulowanie spraw ekonomicznych, co prowadzi do niebezpiecznego przekonania, że Indianie powinni bez walki oddać swoje tereny i zasoby naturalne, czym umożliwią Anglikom moralne zachowanie i wobec swojego narodu i wobec kolonizowanych, co pozwoliłoby usankcjonować kolonizację jako moralną, bo konieczną z perspektywy białego człowieka.
Sama postać Pocahontas zdaje się nosić spory ładunek ideologiczny. Jeśli przyjrzeć się protagonistce, bardzo szybko widać jak bardzo sprzeczna jest to postać. Wprowadza Johna Smitha w świat natury, którą prezentuje jako harmonię i wartość samą w sobie, a jednak europejskość niezwykle pociąga ją jako doświadczenie nowego, szansę na odkrycie świata „za łukiem rzeki”. Jednocześnie chce zmienić swoje życie i poszukuje „solidnego męża, który wzniesie dla niej trwały dom”. Jest córką wodza, a zdaje się nie reprezentować interesów swojej grupy, a nawet w najsłynniejszej piosence z filmu, można nazwać ją oratorką równości śpiewającą o „ludiach wszelkich wiar i wszelkich ras”, którzy włączeni są w wielką ziemską harmonię.
Przesłanie „Pocahontas” można uznać za słuszne i propagujące jak najszlachetniejsze idee. Krytykując film nie można zapomnieć o tym, że jego adresatem są dzieci, które może nauczą się z niego, że różnice rasowe nie uniemożliwiają komunikacji, a szacunek dla innych nacji jest słuszny i pożyteczny. Nie można jednak zapominać, że „niewinne” powtarzanie po wielokroć historii, tak by zdawała się ona pasmem bezkrwawych zwycięstw białego człowieka, doprowadza do wpojenia pewnego modelu, który kształtuje myślenie o rasie białej jako panującej, a także znacznie odbiega od prawdy historycznej.
Nasycenie ideologią filmu Erica Goldberga i Mike'a Gabriela nie powinna być pomijana w dyskusji o filmie. Miłość głównych bohaterów, która musi pokonać przeszkody aby mogła się dopełnić, nie jest niczym wyjątkowym w historii filmu w ogóle, ale też w historii filmu animowanego. W przypadku „Pocahontas” mamy jednak do czynienia z intrygą miłosną, która dzieje się kiedy w tle rozgrywają się wydarzenie historyczne, które z dzisiejszej perspektywy nie są oceniane jako moralnie jednoznaczne. Paul Wells twierdzi, że animacje Disneya podlegają swoistemu optymistycznemu reżimowi, który w przypadku „Pocahontas” powoduje, że publiczność odczuwając zadowolenie ze szczęśliwego zakończenia wątku miłosnego nie myśli o tym jak w rzeczywistości wyglądała historia kolonizowania Ameryki. Brak takiej refleksji jest szczególnie zastanawiający ponieważ wydaje się, że jest to wiedza historyczna, którą większość ludzi wynosi ze szkoły. Mają więc świadomość tego, że kolonizacja była triumfem białego człowieka osiągniętym bezwzględnymi środkami i bynajmniej bez poszanowania rdzennych mieszkańców terenów odkrytych. Oprócz ukazywania sprzecznego z historią obrazu dziejów, twórcy kreują wręcz obraz „barbarzyńskich” lub przynajmniej wrogo nastawionych Indian. Scena śpiewania piosenki „Dzicy są” przebiega tak, że Anglicy śpiewają „dzicy są, dzicy są!”, a Indianie gotując się do stawienia oporu dośpiewują „chyba to nie ludzie” o swoich przeciwnikach. Jest to przykład, który można jednocześnie odnieść do pojęcia utopii Dyersa, ponieważ konstruuje się wydarzenia tak, by można było między stronami konfliktu postawić znak równości jeśli chodzi o motywacje i metody walki, a nawet wyznawanie wspólnych wartości (postępowanie dla dobra narodu, plemienia). Taki ogląd filmu mógłby sugerować, że do rozwiązania konfliktu między Indianami a Anglikami wystarczy uregulowanie spraw ekonomicznych, co prowadzi do niebezpiecznego przekonania, że Indianie powinni bez walki oddać swoje tereny i zasoby naturalne, czym umożliwią Anglikom moralne zachowanie i wobec swojego narodu i wobec kolonizowanych, co pozwoliłoby usankcjonować kolonizację jako moralną, bo konieczną z perspektywy białego człowieka.
Sama postać Pocahontas zdaje się nosić spory ładunek ideologiczny. Jeśli przyjrzeć się protagonistce, bardzo szybko widać jak bardzo sprzeczna jest to postać. Wprowadza Johna Smitha w świat natury, którą prezentuje jako harmonię i wartość samą w sobie, a jednak europejskość niezwykle pociąga ją jako doświadczenie nowego, szansę na odkrycie świata „za łukiem rzeki”. Jednocześnie chce zmienić swoje życie i poszukuje „solidnego męża, który wzniesie dla niej trwały dom”. Jest córką wodza, a zdaje się nie reprezentować interesów swojej grupy, a nawet w najsłynniejszej piosence z filmu, można nazwać ją oratorką równości śpiewającą o „ludiach wszelkich wiar i wszelkich ras”, którzy włączeni są w wielką ziemską harmonię.
Przesłanie „Pocahontas” można uznać za słuszne i propagujące jak najszlachetniejsze idee. Krytykując film nie można zapomnieć o tym, że jego adresatem są dzieci, które może nauczą się z niego, że różnice rasowe nie uniemożliwiają komunikacji, a szacunek dla innych nacji jest słuszny i pożyteczny. Nie można jednak zapominać, że „niewinne” powtarzanie po wielokroć historii, tak by zdawała się ona pasmem bezkrwawych zwycięstw białego człowieka, doprowadza do wpojenia pewnego modelu, który kształtuje myślenie o rasie białej jako panującej, a także znacznie odbiega od prawdy historycznej.